Etap 1 dzień 3 - Łazy - Rowy

Trzeci dzień rozpoczął się od wyjazdu z Łazów pod eskortą komarów w kierunku Dąbek. Właściwie w kierunku plaży w Dąbkach. Ledwie rozpędziliśmy rowery, a już trzeba było rozpocząć ich pchanie po plaży wąskim paskiem lądu między Morzem Bałtyckim i Jeziorem Bukowo. Odcinek niespełna 3 km wydawał się ciągnąć w nieskończoność. Rowery całe zapiaszczone wymagały interwencji szczoteczki do zębów, będzie okazja kupić nową, ważniejsza w tej chwili była troska o napęd.

Trzeci dzień 94 km.

Okazało się, że przy pierwszych zabudowaniach w Dąbkowicach możemy zejść w plaży w głąb lądu i kontynuować, a właściwie rozpocząć właściwą jazdę. Od tego momentu już ruszamy z kopyta by stanąć na pierwszy posiłek w Dąbkach. W międzyczasie kilka telefonów by upewnić się czy mamy zgodę na przejazd przez poligon wojskowy między Jarosławcem i Ustką.

Kanał - widok na jezioro.
Dobra wiadomość zgoda na przejazd przez poligon jest więc możemy spokojnie jeść śniadanie bo dzięki skrótowi mamy dziś sporo czasu. Spokojnie kończymy śniadanie i ruszamy Asfaltami do Darłowa. Na tej nawierzchni rozwijamy rozsądne prędkości i po chwili jesteśmy w porcie w  Darłowie.

Kanał - widok na morze.
Zapewne widok na kolejną latarnię, której nie zwiedziliśmy.
Runda honorowa po mieście i podziwianie uroków Darłowa trwa w najlepsze lecz z tego miłego nastroju wyzwala nas kolejny telefon z informacją, że zgody na przejazd przez poligon nie ma. Musimy objechać go dookoła. Na szczęście jedyna droga to mało uczęszczane asfalty więc jest nadzieja, że pokonamy ten odcinek w miarę szybko.

Budynek sterowania mostem. Projektant chyba oglądał Star Trek.
Jedyne co pozostało to uzupełnić zapasy energii i startować dalej. Mino słonecznej pogody, zimny morski wiatr nie zachęca do zbytniego rozbierania się co widać na zdjęciu niżej. Taki strój założony rano często towarzyszy na całej trasie bo przy naszych prędkościach pęd wiatru bardzo wychładza organizm.

Ładowanie energii przed dalszą trasą.
Jeszcze tylko chwila zastanowienia którędy jedziemy i w drogę. Na wylocie z Darłowa trafiamy na ciekawą budowlę inżynieryjną. Sztucznie wybudowana na wydmie sterta kamieni ze ścieżkodrogą na grzbiecie. Chwila zastanowienia czy to nie jakaś prowokacja. Po zasięgnięciu języka u na potkanych spacerowiczów i uzyskaniu pozytywnej odpowiedzi na pytanie"przejedziemy?" ruszamy wzdłuż morza.

Ciekawa ścieżka, wydma, falochron.

Prezentuje się nieźle i końca nie widać...
Na tym odcinku spotykamy wielu spacerowiczów, biegaczy, rowerzystów i zastanawia nas brak samochodów na tym ciekawym odcinku. Okazuje się, że budowniczowie łatwo poradzili sobie z problemem samochodów. W miejscu kanału łączącego jezioro z morzem jest przerwa w ścieżce i przejście obok po wąskim mostku.

Sztuczne zabezpieczenie przed inwazyjnym działaniem morza na ląd.

Kanał lewy

Kanał prawy

Mostek nad kanałem
Chwilę później kończy się beton i krótki odcinek jedziemy po drewnianej drodze. Następnie w "centrum" wsi Wicie trafiamy na ciekawy pomnik, który daje nam wiele do myślenia. Skoro to połowa wybrzeża to chyba za szybko jedziemy albo obraliśmy złą trasę bo coś nam jednak nie pasuje.

Pomnik we wsi Wicie

Połowa naszej trasy?

Chyba coś tu naciągnęli z tym środkiem wybrzeża
Tak rozmyślając docieramy migiem do Jarosławca (wszak jedziemy Drogowym Odcinkiem Lotniskowym) z mocnym postanowieniem zwiedzenia latarni bo nijak przejechać przez Jarosławiec nie mijając jej blisko. Niestety i tym razem szczęście nam nie dopisuje bo latarnia jest otwierana od 15:00, a to prawie trzy godziny czekania.

Latarnia morska w Jarosławcu otwarta od 15:00.
Tuż za Jarosławcem trafiliśmy na objazd bo drogowcy właśnie postanowili naprawiać drogę, którą rozebrali, ale jeszcze nie zdążyli jej poskładać do kupy. Niestety skróty nieatestowanymi szutrami zakończyły się awarią dętki w trzech miejscach i tym samym zemścił się brak narzędzi rowerowych do odkręcania kół. Uszkodzenie było tak poważne, że klejenie nic nie pomagało, a wymiana dętki mogła odbyć się tylko po zdjęciu koła. Mateusz wyruszył na poszukiwanie klucza do sąsiedniej wioski bo oczywiście w domu przy którym nastąpiła awaria nikogo akurat nie było. Domownicy wrócili tuż po naprawie roweru.
Tak się kończy jak ktoś buduje drogi ze śmieci.
Nauczka na przyszłość wozić niezbędne podstawowe narzędzia i części zapasowe. Po powrocie przy kolejnym serwisie postanowiłem wymienić koła na śruby z zaciskami, nowe dętki i zaopatrzyć się w mały zestaw narzędzi. 
Wymiana dętki jak widać poniżej nie wymagała nawet zdjęcia sakw i gdyby nie brak narzędzi trwała by chwilę (dętkę, łatki i pompkę mieliśmy).
Klejenie nie pomaga. Trzeba zmienić gumę...
Do Ustki docieramy w porze obiadowej ale w porcie robimy tylko przerwę na drobne zakupy i trzeba ruszać dalej bo duży posiłek zaplanowany jest przed noclegiem prawdopodobnie jak dojedziemy do Rowów.
Port w Ustce.
Drogi i szlaki były oznakowane, ale ktoś albo przestawił znaki albo pomylił kilometry bo zamiast zbliżać się do rowów okazało się że się oddalamy. Ostatni odcinek przed wjazdem do rowów znów wywiódł nas na leśne bardzo piaszczyste drogi więc z radością wyjechaliśmy na betonowe płyty przy kanałach przed Rowami.
Znaki pokazywały złą liczbę kilometrów.

Zaczynają się rowy.
Wizyta na plaży, ale bez kontaktu z morzem (na całej wyprawie nie weszliśmy do morza). Chwila relaksu przy zachodzącym słońcu i trzeba wracać na kwatery bo następnego dnia mieliśmy ruszyć o wschodzie słońca.

Jak widać było ciepło, ale wiało.

Więcej amatorów zachodów słońca nad morzem.

Kasztany kwitną - czas matur, a my pedałujemy.
Po późnej obiadokolacji rozpoczęliśmy szukanie noclegów. Nawet bez ruszania z miejsca posiłku wykonaliśmy kilka telefonów do okolicznych pensjonatów. Niestety ich właściciele nie byli skłonni do negocjacji cen, więc szukaliśmy dalej. Na rogu ulic Kościelnej i rybackiej udało nam się w końcu coś godnego uwagi w Pensjonaciku Narwal. Rowery mogły przenocować w garażu, a my dostaliśmy do dyspozycji pokój z wielkim tarasem.

Widok z naszego prywatnego tarasu.