Etap 3 dzień 7 Horyniec - Przemyśl i dalej

Horyniec opuszczamy przed godziną ósmą po obfitym lokalnym śniadaniu i kawie z kawiarki. Próba zrobienia zdjęć odrestaurowanego parku nie udaje się, bo pogoda nie jest na razie zbyt słoneczna. Ruszmy więc przed siebie na Przemyśl z decyzją do podjęcia co robimy po dzisiejszym dniu. Czy wsiadamy w pociąg do domu, czy robimy jeszcze wielką pętlę bieszczadzką.

Park ranną porą.






Jedziemy sobie poprzez spokojne wioski i lasy od czasu do czasu pokonując trasę szutrami i leśnymi autostradami z zakazem ruchu samochodów. W lesie jest sporo terenów podmokłych jak dnia poprzedniego. Spotykamy też sporo nowej infrastruktury mostowej. Pewne odcinki pokonujemy szlakiem Green Velo.




Zdarzają się też odcinki szutrowe, ale tym razem przyjazne dla naszych rumaków. Kierujemy się na południe bocznymi drogami w w kierunku DK94. Drogi są tak do siebie podobne i jazda monotonna, że już mylą nam się te odcinki i czasem mamy wrażenie że już tędy jechaliśmy.










Dojeżdżamy w końcu do krajówki. Na szczęście prawie równolegle biegnie autostrada więc ruch nie dokucza nam za bardzo. Mateusz podejmuje już ostateczną decyzję, że kończy w Przemyślu. Sprawdza rozkład jazdy i pogania mnie żeby zdążyć na pociąg.




Za pomnikiem ukryty był rower.












Docieramy do Medyki i przed nami najmniej przyjemny odcinek po DK28. Droga jest jednak szeroka i mkniemy poboczem w stronę Przemyśla na dworzec. Po drodze warto by jeszcze coś przekąsić bo w pociągu kilka godzin będzie ciężko przetrwać bez prowiantu. Robimy więc krótki przystanek na szybkie niezdrowe jedzenie i rura na dworzec. 





Mateusz przejściem podziemnym, a ja objazdem dostajemy się do budynku dworca i stajemy w dłuuuuugiej kolejce. Na koniec dostaję od Mateusza kilka rad na dalszą drogę i gaz pieprzowy na szczęście (agresywne psy). Sprawdzam jeszcze gdzie zdołam dziś dojechać i mogę zatrzymać się na nocleg po czym ruszam samotnie dalej.


Pouczony przez Mateusza ostrożnie planuję dalszą jazdę i ostrzeżony podjazdem do Arłamowa postanawiam zostawić go sobie na dzień następny. Z resztą podjazdy zaczynają się już w Przemyślu, a przed samym noclegiem w Huwnikach muszę już maszerować bo górka wygrała walkę. Dochodzę do siebie z kawa i czekoladą czekając na ciepłą wodę i upragnioną kąpiel.



Etap nie najdłuższy, ale już górki się zaczynają ostre.