Etap 2 dzień 1 Hel - Gdańsk

Startujemy wcześnie rano pociągiem z Gdańska na Hel. Ładny nowoczesny szynobus z wieszakami na rowery, nowoczesnymi toaletami i gniazdkami z prądem szybko dowiózł nas na miejsce startu etapu. Pogoda zapowiadała się idealna do jazdy, jedynie wiatr mógł nieznacznie utrudniać pedałowanie.
Petroniusz miał bilet na miejsce wiszące.

Ze stacji na Helu odszukaliśmy najdalszy punkt w porcie gdzie trzasnęliśmy pamiątkowe foty i można było w końcu startować. Ścieżka rowerowa z Helu prowadziła początkowo lasem i była to utwardzona dróżka leśna o nawierzchni szutrowej. Dalej ścieżka jest zbudowana z kostki betonowej, co przy słabym jej wykonaniu nie jest zbyt komfortowe dla rowerzystów. Jazda po jezdni jest ryzykowna i Policja często wychwytuje rowerzystów bo niestety sam półwysep jest wąskim gardłem komunikacyjnym dla wszystkich przemieszczających się.

Stąd ruszamy. Prawdopodobnie najdalszy punkt porcie.

W połowie półwyspu robimy przerwę na śniadanie bo tego dnia nie braliśmy za wiele bagażu. Wyposażeni tylko w sakwy na kierownicę zabraliśmy tylko niezbędne minimum, bo wracaliśmy tego dnia do naszej tymczasowej bazy w schronisku w Gdańsku. Rano nic nie jedliśmy bo spieszyliśmy się na pociąg, ale to był problem ponieważ na całej trasie z Helu do Gdańska nie brakuje sklepów.


Przerwa na śniadanie.

Ruszamy dalej wąskim pasem lądu, a właściwie najwęższym na całym półwyspie odcinkiem. Podziwiamy prace budowlane, które idą pełną parą prawie w każdej mijanej miejscowości. Niektóre jeszcze trwają, a inne są już na ukończeniu i cieszą oko. Co jakiś czas zatrzymujemy się na pamiątkowe foty, żeby dokumentacja fotograficzna wyprawy była kompletna.

Mateusz w Porcie w Kuźnicy.

Petroniusz w porcie w Kuźnicy.

Około 3 km od Władysławowa w pięknych okolicznościach przyrody Maciek łapie gumę. Nie wiadomo czy to luźna kostka betonowa czy jakieś ostre śmieci uszkodziły dętkę. Naprawa trwa chwilę i ruszamy dalej, by za kilkaset metrów złapać następną gumę. Tym razem Mateusz musi wypełnić misję awaryjna i pojechać do Władysławowa po nową dętkę. W tym czasie kilkunastu napotkanych rowerzystów oferuje swoją pomoc.

Druga awaria tuż przed Władysławowem.

Na szczęście była to już ostatnia awaria na tym etapie. Na wszelki wypadek po drodze robimy zakupy w sklepie rowerowym i uzupełniamy brakujące dętki oraz kupujemy nowe pojemne bidony. Żegnamy się z półwyspem i główna drogą kierujemy się w stronę Pucka, by przed samym miastem zjechać na ścieżkę rowerową.

Port w Pucku.

Komitet powitalny w Pucku.

Trochę asfaltem, trochę płytami betonowymi oraz drogami polnymi zbliżamy się do Gdyni, która zaskakuje nas górkami. Na szczęście nie ma za wiele podjazdów, bo mamy już w nogach ponad 50 km. Zaczynamy myśleć o obiedzie i wybór pada na naleśniki. Uzupełniamy stracone kalorie bo przed nami jeszcze rajd przez całe Trójmiasto do schroniska.

Port w Gdyni.

Uchwycony znienacka.

Pomnik w Kolibkach.

Posileni naleśnikami oraz kawą i pączkiem ruszamy w kierunku Gdańska i ostatni etap staramy się prowadzić blisko morza zwiedzając po drodze co nieco. Mijamy Grand Hotel w Sopocie, czerwony most i stadion w Gdańsku oraz stocznię. Etap jak na nasze zeszłoroczne dokonania dosyć długi, ale jechaliśmy bez pełnego bagażu.

Przy molo w Sopocie na Skwerze Kuracyjnym jest zakaz jazdy rowerem.

Czerwony wiadukt.

Stadion Energa Gdańsk.

Żurawie w stoczni w Gdańsku.

W schronisku oprócz wyczekiwanego prysznica czaka na nas harmider robiony przez kilka wycieczek. Są Polacy Niemcy, którzy tak jak my postanowili zamieszkać w tym samym miejscu i czasie. Kolejki do łazienek i wszędzie tłumy i hałasy. Czy damy radę w tym zamieszaniu pozbierać siły przed kolejnym dniem? Na wszelki wypadek uzupełniamy płyny testując wszelkie dostępne w sklepie wody mineralne. Chwilę przed zamknięciem wpadamy do księgarni po mapy i jesteśmy gotowi by rano ruszyć dalej.

Widok z naszego okna w schronisku.

Wieczorna impreza. S.PellegrinoSłotwinka, Kryniczanka, Żywiec, Borjomi.

Wyszło nam prawie 100 km.