Etap 2 dzień 5 Gołdap - Suwałki

Ruszamy przed godziną siódmą z Leśniczówki Galwiecie. Kilka kilometrów po szutrach do Drogi Wojewódzkiej 651, którą kierujemy się na Mosty w Stańczykach. Ostatni dzień tego etapu mamy zamiar przeznaczyć na turystykę i powrót do domów. Musimy się jednak sprężać bo z Suwałk za wiele pociągów nie jeździ.
Tu gdzieś muszą być mosty.


Z drogi wojewódzkiej odbijamy kilka kilometrów w prawo by dojechać pod same mosty. Niestety nawierzchnia drogi nie jest zbyt dobra i mimo ciekawego profilu trudno się rozpędzić na zjazdach. Mosty stoją na terenie prywatnym i wstęp na nie jest płatny. Całe szczęście, że rowery możemy wprowadzić i dzięki temu Petroniusz zwiedza za darmo.

Bunkrów nie ma, ale też jest zaje... fajnie. 
Prawie jak ciężarówka...
Mosty są wyremontowane co widać na zdjęciach.


Właściciele terenu są nastawieni na imprezy i różnego rodzaju komercyjne wykorzystanie mostów. Można skoczyć na bungie lub zrobić w plenerze sesję fotograficzną. My na razie tylko oglądamy, robimy kilka pamiątkowych zdjęć i musimy jechać dalej bo mimo takiej atrakcji infrastruktura logistyczna w tym miejscu jest praktycznie żadna i nie ma nawet gdzie zjeść porządnego śniadania.

Wysokość robi wrażenie.
Nasze pojazdy mają chwilę odpoczynku.

Po zwiedzeniu mostów i chwili odpoczynku ruszamy dalej drogą wojewódzką 651 na trójstyk granic. Tam chcemy zobaczyć granicę Polski z Rosją i Litwą i później kierować się już do Suwałk oraz próbować zdążyć na pociąg o godzinie 15:28. Jeśli droga i pogoda pozwoli nie będzie to trudne, ale na wszelki wypadek Maciek popędzi przodem żeby kupić bilety i przytrzymać pociąg.


Widok w kierunku granicy z Obwodem Kaliningradzkim.

Tereny raczej odludne i ruch niewielki na drodze. Pogoda dopisuje nawet za bardzo bo upał przypieka tego dnia niemiłosiernie. W ruch idą kremy z filtrami, ale i tak jesteśmy skazani na opaleniznę rowerzysty. Nawigacja tego dnia jest łatwa i tak tylko z ciekawości rzut oka na mapę z Locusa, żeby trafić szybko na trójstyk.  

Sztuka-twórczość ludowa
Zrzut ekranu z Locusa - jedziemy blisko granicy.

Stare dojście do granicy przez teren prywatny zostało zastąpione nową ładną ścieżką od wypasionego parkingu. Prażymy się w upale całkiem nieświadomi, że to najzimniejsze miejsce w Polsce zarówno zimą jak i latem. Szybko jedziemy na miejsce styku granic trzech państw bo na parking zajechały autobusy z wycieczką emerytów i zaraz będzie tłok.

Ostrzeżenia na każdym kroku.
Zmieniamy krainę geograficzną.

Wielki łańcuch - logo Green Velo.

Tu byłem - Petroniusz.
Selfie do dokumentacji musi być.

Obelisk jest dokładnie w miejscu styku granic. Na stronę litewska można wejść, ale na stronę rosyjską już nie, grozi za to mandat 500 zł. Kamera za rosyjskim płotem obserwuje nasze poczynania więc robimy kilka pamiątkowych zdjęć i wracamy na parking odpocząć w cieniu, w pięknej drewnianej wiacie. Jest też czas żeby w końcu wypisać i wysłać pocztówki z podróży.

Petroniusz na trójstyku.
Instrukcja zachowania na trójstyku.
Nadjeżdża Mateusz.

Mateusz na trójstyku.
Dalej nie można wjechać.
Widok na tamtą stronę.

Odpoczynek czas kończyć i pora pedałować w pełnym słońcu. W oddali widać wiatraki i wielką górę ok 300 m nad poziomem morza. Musimy się tam wspiąć w drodze do Suwałk. Wspinaczka idzie nawet sprawnie, bo ruch mały i siły jeszcze dopisują, a podjazd ma od 4 do 7 % nachylenia i 4 km długości. Zjazd za to jest już istną jazdą na maksa i bijemy nasze rekordy prędkości ponad 30 km/h. Rozpędzamy się do takiej prędkości z sakwami na kiepskiej nawierzchni co sprawia nam niezłą frajdę.

Tutaj już skręcamy na Suwałki.




Wjazd do Suwałk.

Miejscowości mijane po drodze jedna za druga przybliżają nas do celu dnia. Maciek pędzi przodem robiąc odpoczynki w cieniu, a Mateusz swoim tempem idzie ostro jego śladem. Kilka kilometrów przed Suwałkami młodzieńcy na rowerach krążą i pytają o swoich zagubionych kolegów (później okażą naszymi towarzyszami w pociągu do Warszawy). Na stacji w Suwałkach okazuje się, że biletów nie kupimy. Kasa jest zamknięta i bilety sprzedaje konduktor w pociągu.

Mateusz dołącza do zestawu i wspólnie zjadamy zasłużony posiłek w restauracji pod złotą mewą. Jedziemy na stację i ładujemy się do podstawionego składu z niespotykanym dotąd przez nas wagonem rowerowym. Wagon jest podzielony na dwie części, rowerową i osobową z przedziałami. W przedziałach gdzie normalnie są lustra nie ma ścianek i dzięki temu możemy obserwować rowery z każdego przedziału.
Petroniusz na mecie etapu w Suwałkach.
Pamiątkowe selfie na koniec drugiego etapu.

Podróż do Warszawy mija nam spokojnie w towarzystwie szkolnej wycieczki rowerzystów. Mateusz wysiada na dworcu Warszawa Wschodnia i jedzie rowerem do domu, a Maciek stara się (bez efektu) zdążyć na Warszawę Zachodnią na pociąg do Łodzi...