Wcieczka na Uroczysko

Kolejny słoneczny dzień i pobyt w okolicach Łęczycy oraz zbliżająca się zmiana pogody zmobilizowały mnie na wycieczki śladami Uroczyska. Początkowo ruszyłem w stronę Ozorkowa by ominąć ruchliwą dawną drogę numer 1, a następnie przeciąć ją kierując się w stronę celu wycieczki. Nie ominął mojej uwagi fakt, że w Ozorkowie zaczęli już przygotowania do świąt, ale pomylili Wielkanoc z Bożym Narodzeniem.

Święta się zbliżają więc w Ozorkowie już przystroili choinki.



Sunąłem dobrym asfaltem popędzany silnym wiatrem i już miałem w Cedrowicach przejechać nie zatrzymując się, ale jednak zawróciłem by pstryknąć zdjęcia śladu działalności bobrów. Ślady liczne i wyraźne wskazywały, że są one gdzieś w pobliżu i aktywnie zmieniają krajobraz. Zdjęcia zrobione, więc jeszcze rzut oka na mapę i w drogę nowym asfaltem w stronę Leśmierza.

Bobrza robota.

Nawet duże drzewa nie maja szans.
 Leśmierz z charakterystycznym kominem dawnej cukrowni z daleka był widoczny niczym latarnia morska. Dotarcie więc do niego nie wymagało zerkania już więcej na mapę. Za to wyjazd w stronę Góry św. Małgorzaty nie obył się bez pomyłki dzięki czemu zarobiłem kilka dodatkowych kilometrów. Już przed samą miejscowością pamiątkowa fotka przy znaku i wjazd na kościelne wzgórze. I szybko w drogę do Tumu.

W tle kościół na górze.
 Szybko na tyle i le pozwoliły mi miejscowe psiaki dzielnie pilnujące przydrożnych gospodarstw. Jednak w końcu udało się przebyć 5 kilometrów i stanąłem pod kolegiatą. Odcinek od poprzedniej miejscowości przyszło mi już pokonywać pod wiatr i wartość przebytych kilometrów była dla mych mięśni podwójna. Odnalazłem ślady Kuwasy, które na murach zostawił Boruta oraz jakiś tajemne rysunki.

Diabeł nie dał rady.
Ruszyłem dalej szlakiem konnym w kierunku uroczyska przez bagienne tereny. Melioracja i silne wiatry na tyle jednak wysuszyły nawierzchnię drogi że była ona twarda i sucha jak asfalt. W oddali ktoś wędrował z kijkami w stronę Łęczycy była więc nadzieja, że i ja tam dotrę. Nad głową walczyły z wiatrem śmigłowce z pobliskiego lotniska wojskowego, a ja z nierównościami drogi.

Co to za znaki?

Lewa wieża.

Uroczysko.

To nie komary latają nad bagnami o tej porze roku. 

Rzut oka na tablicę informacyjną.

Dalej już nie możemy wchodzić.
Stosując się do zakazów nie wchodziłem głębiej niż można i po zrobieniu dokumentacji fotograficznej ruszyłem w dalszą drogę, bo czasu już miałem niewiele, sił coraz mniej, a wiatr nie pomagał. Jeszcze tylko spojrzenie z oddali na kolegiatę i powoli kierowałem się w stronę Łęczycy z nadzieją, że nie będę musiał przedzierać się przez błoto. 

Kolegiata w Tumie.
Suchą stopą i oponą dotarłem do Łęczycy i szybko ruszyłem do punktu startu najkrótszą ze znanych mi możliwych dróg. Krótki przystanek na zdjęcie wioski indiańskiej, obok której tyle razy przebiegałem lub przejeżdżałem. Nigdy jednak nie było czasu by podejść bliżej i zobaczyć co tam się znajduje. Może trzeba odwiedzić to miejsce latem jak staną tipi... 

Wioska indiańska Tatanka w Solcy.

Menu atrakcji wioski indiańskiej.
Dystans jak na dwugodzinną wycieczkę całkiem przyzwoity zwłaszcza przy tym wietrze, obecnej formie i sprzęcie do jazdy, którzy wydaje dźwięki stada szerszeni w trakcie szybszej jazdy po asfalcie. Po powrocie pogoda załamała się i deszcz padał do wieczora, więc tym razem udało mi się wykiwać Kuwasę...

Trasa śladami Uroczyska.