Etap 3 dzień 1 - czyli ruszamy i trochę o transporcie rowerów w pociągu.

Plany planami jak już pisałem we wcześniejszym wpisie pewny był termin wyjazdu i trasa do przejechania pierwszego dnia. Na miejscu w Suwałkach planowo mieliśmy być 12:17 i tak udało się nam dotrzeć. Z Łodzi pociągiem do Białegostoku i po przesiadce szynobusem do Suwałk. Zważywszy, że do pokonania tego dnia mieliśmy ponad 100 km była to inauguracja z przytupem.

Podróż pociągiem trwa.


Drogi ładne i miejscowości też niczego sobie.
 Na dworcu Łódź fabryczna dostęp do peronów nie stanowi problemu. Są windy i ruchome chodniki, dzięki którym bez problemu dotrzemy w potrzebne miejsce nawet bardzo obciążonym rowerem. Windy są tak przestronne, że bez problemu mieszczą rower w normalnej pozycji wraz zamontowanymi sakwami (czego nie można zrobić np. na dworcu Łódź Kaliska). Jeśli kupujemy bilet przez internet możemy liczyć na zniżki przy wcześniejszym zakupie. Możemy też sprawdzić zestawienie pociągu i nasze miejsce w wagonie. Na stacji w Białymstoku przesiadka na szynobus spalinowy do Suwałk i jedziemy do miejsca startu.

Zdjęcie na starcie etapu do dokumentacji.
Podczas drugiego etapu odwiedziliśmy trójstyk Polski - Rosyjsko - Litewski, więc postanowiliśmy odwiedzić kolejny. Okazja nadarzała się już pierwszego dnia i zmierzaliśmy w kierunku Gib by stamtąd ruszyć w las na poszukiwanie granicy. W Gibach w sklepie/barze przy wylocie w kierunku wsi Wiłkokuk zrobiliśmy zakupy i zjedliśmy pierwszy ciepły posiłek. Polecam miejscowe wyroby, a zwłaszcza polędwiczkę ze skarpety i kiełbaskę słoninową.

Mapy szlaku Green Velo niekoniecznie polecane.
Uzbrojeni w mapy, telefony i tablety z nawigacja i aplikacją LocusMap ruszyliśmy naładowani energią z posiłku i pełni obaw jaka będzie nawierzchnia leśnych dróg. Informacje uzyskane w Gibach o piaszczystych drogach potwierdzają się w pobliżu wsi Stanowisko. Nie mając już możliwości odwrotu pchamy rowery w kierunku trójstyku. Jeśli planujecie wyprawę w ten rejon polecam zgłoszenie pobytu w Placówce Straży Granicznej 87 643 95 00.

Wybieramy lepszą nawierzchnię (chwilowo).
Z daleka widać trzy słupki graniczne i zakazaną drogę.
Na granicy.
Po kilku rundach walki z komarami i błotem docieramy do rzeki Marycha i wzdłuż niej po śladach opon motocykla terenowego (zapewne Straży Granicznej) do samego trójstyku. Miejsce spokojne i od strony Polskie zamaskowane i nieprzyjazne, a po stronie Litwy jak polana na piknik. Mimo iż jesteśmy sami mamy wrażenie, że jesteśmy bacznie obserwowani... Z licznych opowieści i artykułów wiemy, że tereny te są ciągle monitorowane.

Tajemniczy obiekt w lesie.
Kanał Augustowski.
Wracamy do głównej drogi trasą, którą przybyliśmy na trójstyk. Mijamy dziwny obiekt w środku lasu, przypominający ambonę, ale dużo większy i podłączony do mediów. Więc informacje o obserwacji nie są chyba legendą... Wracamy do naszej głównej piaszczystej drogi do cywilizacji. W oddali po prawej stronie towarzyszy nam granica z piękną betonową drogą, za wstęp na którą można zapłacić 500 zł. Oglądamy ją tylko z daleka i walczymy z piachem z nadzieja na lepszą nawierzchnię. W środku lasu pojawia się znikąd Strażnik Graniczny i przystępuje do legitymowania. Mamy dzięki temu trochę czasu na odpoczynek.

Głodnych nakarmić...
Sklep jak większość innych zamknięty.
Kierujemy się na Muły i Tartak by dotrzeć w końcu do asfaltowych dróg. Po drodze lasy i spokój, ale nam w głowie już tylko nocleg. Po analizie mapy postanawiamy kierować się na Dąbrowę Białostocką i trochę okrężną drogą, ale już pewnym asfaltem pedałować do noclegu w Zalesiu. Cisza i spokój faktycznie czekają na nas na miejscu noclegu. Jednak droga do niego nie jest wcale łatwa. Szutry i zbliżająca się noc nie ułatwiają nam w dotarciu do celu. W końcu udaję się dzięki pomocy właściciela, bo gospodarstwo jest ukryte głęboko w dziczy. Brak zasięgu i aktualnych map nie przeszkodził nam jednak w dotarciu do celu.
Słońce chyli się ku zachodowi.
Odcinek z dnia 1.
Po ponad ośmiu godzinach jazdy i przejechaniu 117 km mamy upragniony nocleg. Miejsce urocze, ale nam w głowie tylko prysznic, ładowanie elektroniki i drobna kolacja i spać. Nie zrobiliśmy nawet jednego zdjęcia w "apartamentach", które odstąpił nam sam właściciel gospodarstwa. Poranne plany wyjazdu przesuwają się na trochę późniejsze godziny bo pierwszy dzień dał nam trochę w kość i nawet odpoczynek w nocy był męczący...