Etap 3 dzień 3 - idziemy na rekord trasy

Opuszczamy wcześnie rano Zielone Zacisze w Hajnówce (wcześnie jak na nas bo wschód słońca był już dawno). Pogoda w sam raz do jazdy rowerem - ani za ciepło, ani za zimno. Ruszamy podziwiając architekturę wschodu zwłaszcza tę religijną. Przez większość trasy będą man towarzyszyły cerkwie.
Cerkiew w Hajnówce.
Ruch na drodze zerowy i dodatkowo mamy do dyspozycji piękną ścieżkę rowerową. Każdy jedzie swoim tempem ale spotykamy się co jakiś czas na postojach. i newralgicznych punktach kierunkowych.

Autostrady rowerowe.

Chwila dla fotoreportera.

Jeszcze zamknięte, więc ruszamy dalej.

Słupek graniczny wygląda na oryginalny...
Wyjechaliśmy wcześnie w niedzielę więc mały ruch jest jak najbardziej uzasadniony. Momentami brak ścieżki a nawet pobocza zupełnie nam nie przeszkadza, bo przez większość czasu jesteśmy jedynymi użytkownikami drogi.

Droga do ... dokąd?

Las krzyży.

Brak pobocza, brak jakiegokolwiek ruchu.
Kierujemy się na Kleszczele i po osiągnięciu tej miejscowości popełniamy błąd taktyczno - nawigacyjny. Początkowo jedziemy główną, dłuższą drogą, ale w pewnym momencie musimy odbić na szlak Gren Velo.

Kamień - pomnik.

W czynie społecznym.

Niebieskie dachy.

Wszyscy okoliczni mieszkańcy są jeszcze na nabożeństwach w cerkwiach. Przy drodze nie ma za wiele sklepów i knajpek, a które są to pozamykane. Nie możemy więc skonsultować z tubylcami jak wygląda nasza dalsza nawierzchnia.

Jak wyżej.


Święty Florian.

Ruchu brak.


Za Czeremchą Wieś docieramy do szlaku Gren Velo którym musimy przejechać kilka kilometrów. Nie jest to wcale łatwe bo droga jest piaszczysta i nie nadaje się dojazdy takimi rowerami, którymi jedziemy.



Na szlaku rowerowym Gren Velo nawierzchnia nie pozwala na jazdę.


Nareszcie koniec piachów i zaczyna się asfalt kiepskiej jakości i kocie łby. Ludzie powoli wracają z cerkwi. Zaczyna się ruch, a w wioskach przy sklepach budzi się życie. Możemy więc zatrzymać się na oranżadowe konsultacje z miejscowymi.



Jedyny pożytek w okolicy ze szlaku Gren Velo to Miejsca Obsługi Rowerzystów gdzie robimy odpoczynki. W upale kierujemy się krętymi drogami do promu na Bugu Zabuże - Mielnik Przedmieście.

Dawny CPN przetrwał próbę czasu.



W okolicy kursują dwa promy, ale dziś tylko pracuje ten w Zabużu. Polecam sprawdzać ich pracę bo mogą być okresowo nieczynne.



Przy okazji podziwiamy uroki okolicy. Starą architekturę i tę współczesną, ale stylizowaną w miejscowym klimacie. Pędzimy do promu bo planujemy przerwę obiadowa zrobić w kolejce w oczekiwaniu na przeprawę .

Zmiana mapy.

Za chwile nasza kolej.

Na promie.
Okazuje się jednak, że rowerami przeprawiamy się pierwszym dostępnym kursem bo miejsce dla pieszych i roweżystów znajduje się pomiędzy pojazdami na promie.

Teraz czas na przerwę obiadową.
Na drugim brzegu Bugu siadamy pod wiatą i zajadamy melona z szynka parmeńską na obiad. Przeglądamy mapkę i zastanawiamy się gdzie dziś dojedziemy na nocleg.


Zmiana województwa.
Po przeprawie promowej wkraczamy na teren województwa mazowieckiego, które sięga w tym miejscu prawie pod granicę i za kilka kilometrów wita nas województwo lubelskie. Jest tu system szlaków rowerowych oznaczony numerami na głównych skrzyżowaniach. Dokładny opis systemu i mapka w dużej rozdzielczości dostępne są na stronie https://24wspolnota.pl




Gdzieś w trakcie pedałowania Magdalena znajduje nam nocleg z kolacją i wiemy już w tym momencie ile nam jeszcze zostało do pedałowania. Nocleg będzie z kolacją więc nie musimy troszczyć się o zakupy. Możemy skupić się na połykaniu kilometrów i podziwianiu okolicy.

Infrastruktura nieużywana.




Docieramy do celu naszego odcinka. Na miejscu właścicielka daje nam chwilę na zastanowienie gdzie chcemy nocować, bo mamy do dyspozycji całe gospodarstwo. Decydujemy się na nocleg w stajni, gdzie na miejscu sa prysznice i toalety oraz sporo miejsca dla nas i naszych rowerów.

Upragniony nocleg.




Zwiedzamy trochę naszą siedzibę, a następnie udajemy się na zasłużony odpoczynek bo kolejny dzień mamy zamiar zacząć wcześnie. Prognozy nie są optymistyczne, chcemy więc znaleźć okienko pogodowe żeby nie pedałować w deszczu.






W ciągu dziewięciu godzin jazdy pokonaliśmy ponad 125 km. Może nie jest to dużo, ale był to już kolejny dzień i jazdy i kolejny większy kilometraż.