Etap 3 dzień 9 Ustrzyki Górne - Sanok (ostatni dzień trzeciego etapu)

Kot gotowy do wyjazdu
Szybka pobudka i po lekkim śniadaniu wyjazd przed godziną szóstą na trasę. Kot gospodarzy wygląda jak by chciał wpakować mi się do sakwy i pojechać ze mną na wyprawę. Na szczęście dla mnie i dla kota nie było już miejsca w sakwach.

Ruszam ze śpiących jeszcze Ustrzyk Górnych. Mimo wczesnej pory spotykam już pierwszych spacerowiczów. Kieruję się w stronę Komańczy, gdzie kończy się ten etap i wsiadam w pociąg do Łodzi.


Puste, senne okolice i tylko gdzieś w krzakach przyczajenie funkcjonariusze Straży Granicznej czekają na swoją chwilę. Kawałek za Ustrzykami zaczyna się już ostry podjazd na Przełęcz Wyżniańską. Później szybki zjazd i znowu podjazd na Przełęcz Wyżną.







Krótki spacer na rozprostowanie nóg zmęczonych pedałowaniem pod górkę i zwiedzanie okolicy parkingu. Kilka zdjęć na pamiątkę i zakup kartek u świeżo przebudzonego właściciela stoiska z pamiątkami. Powoli rześki ranek zaczyna zmieniać się w ciepłe przedpołudnie jednak w powietrzu wisi coś ciężkiego jakby miała dziś pojawić się burza. 








Przez Cisna cisnę tak, że nie mam możliwości zrobić zdjęć jadącej obok kolejki. Żal zatrzymywać się jak droga biegnie z górki i pod oponami szumi gładki asfalt. Co jakiś czas mijam biegaczy, którzy przyjechali w Bieszczady na Bieg Rzeźnika.




Ostatni z podjazdów przed Komańczą na szczycie wynagradza mnie nowa wieżą widokową. Jest więc pretekst na drugie śniadanie i chwilę odpoczynku. Miejsce niby odludne, ale co chwilę ktoś przyjeżdża samochodem i z mozołem wdrapuje się na górny taras. Moje nogi o dziwo radzą sobie całkiem nieźle ze schodami.







Przywitała mnie Komańcza, jak mi się wcześniej wydawało koniec jazdy rowerem. Jednak Motorak miał kurs dopiero dnia następnego. Skorzystałem więc tylko z dobrodziejstwa publicznej toalety z umywalnią oraz zregenerowałem nogi w potoku. Nie zostało mi nic innego jak tylko pedałować w stronę cywilizacji z nadzieją, że ja szybciej złapię pociąg niż mnie ulewa.







Dotarłem na stację widmo w Sanoku tuż po tym jak odjechał pociąg. Pozostało mi tylko czekać cierpliwie cztery godziny na kolejny. Nie zastanawiając się jakie atrakcje turystyczne warto zwiedzić ruszyłem na poszukiwanie sklepu. Czekały mnie jeszcze drobne prace z przygotowaniem roweru do transportu pociągiem, mycie i przebranie się w czyste ubrania i relaks przed nocną podróżą. 


Podróż pociągiem minęła spokojnie bo w całym wagonie były tylko cztery osoby. Po zaparkowaniu w przedziale i przymocowaniu roweru mogłem położyć się spać i spokojnie dojechać do Koluszek. Jednak wiele razy mój sen został zakłócany na stacjach gdzie były odczepiane i doczepiane wagony lub cały skład odwracany.

Dodatkowe 30 km do Sanoka na pociąg.