Etap 5 dzień 4 z Jeleniej Góry do Łęknicy


Z Jeleniej Góry ruszamy najpierw drogą krajową, by jak najszybciej wydostać się z miasta. Górki pokonują nas już na starcie, a wspinaczka trwa jeszcze po zjechaniu na boczne drogi. Musimy jednak pokonać ten etap, a w Zgorzelcu czeka nagroda w postaci jazdy wzdłuż Nysy już tylko w stronę morza, w dół.




Widać już wyraźnie, że zbliżamy się do niemieckiej granicy. Zabudowa typowa dla niemieckiej szkoły budowlanej towarzyszy nam na pagórkowatej trasie. Pomniki z czasów wojny na cześć żołnierzy Wermachtu to w tych okolicach norma.



Z daleka widoczna infrastruktura energetyczna daje sygnał, że niedaleko jest Bogatynia i elektrownia. My tym razem kierujemy się bezpośrednio do granicy w Zgorzelcu, a trójstyk odwiedzimy w innym czasie.


W Zgorzelcu jeszcze ostatni popas i rzut oka na mapę w telefonie, bo nie wiadomo jak będzie z zasięgiem po przekroczeniu granicy. Pamiątkowa fota na moście i ruszamy na szlak Odra-Nysa





Rozkoszujemy się niemiecką infrastrukturą rowerową. Po odcinku jazdy krajówkami szlak poprowadzony nad brzegiem rzeki  i przez wioski oraz małe miasteczka wprowadza nas w błogi spokój. Podziwiamy relikty czasów zimnej wojny i delektujemy się spokojem okolicy, bo pierwszy raz od Bieszczadów mamy taki spokój na trasie.



Z sielanki wytrąca nas konieczność znalezienia noclegu. Nie jest to łatwe w pobliżu szlaku. Decyzja zapada, by nocować po polskiej stronie. Nie ułatwia to jednak poszukiwać ze względu na duże odległości między mostami i specyfika przygranicznych miast. Ostatecznie udaje nam się znaleźć coś w Łęknicy i dzięki temu pokonujemy, tego dnia większy dystans niż zakładaliśmy.


Obsługa hotelu przypomina telefonicznie, że kwaterowanie tylko do 21:30, po czym spokojnie pracuje jeszcze prawie do 23:00.
Pokój mały i duszny na poddaszu z jednym oknem dachowym.
Łazienka w tragicznym stanie. Prysznic zagrzybiony, kafelki na podłodze luźne.
Lodówka wyłączona i śmierdząca.
Z uzgodnionym garażem na rowery dziwne problemy. Musimy oddać klucz, bo nie jesteśmy jedynymi użytkownikami, po czym okazuje się, że to zwykły blaszak na placu bez możliwości wjazdu. Można tylko wejść lub wnieść rowery. Ostateczne garaż jest zupełnie pusty...

Pizza była smaczna i przygotowana ze świeżymi warzywami, a nie konserwowymi papryczkami. Brawo kuchnia.
Niestety niedane nam było skosztować śniadania, bo wyjazd mieliśmy przed 8:00.